przez Karola5555 » 07 Sty 2017, 13:10
Witam Wszystkich,
jakiś czas temu dowiedziałam się, że mój mąż jest hazardzistą, opowiem troszkę naszą historię. Jesteśmy ze sobą ponad 10 lat, mamy 5 letniego synka. Na początku nic nie wskazywało na to, że dziś znajdziemy się w takiej trudnej sytuacji. Oczywiście mąż zawsze miał jakieś swoje sekrety, gdzieś wychodził, coś załatwiał, ale choć czułam że coś jest nie tak i czasem dochodziło do kłótni to potem wszystko szybko wracało do normy. Pieniądze zawsze mieliśmy osobne więc w sumie nie wiedziałam ani ile dokładnie zarabia ani ile z tego znika. Powoli oddalaliśmy się od siebie, ciężko mi było zbliżyć się do niego gdy czułam się oszukiwana, nie miałam na to dowodów, ale wydawało mi się że jeśli jesteśmy małżeństwem to powinniśmy dzielić się ze sobą wszystkim a intuicja podpowiadała mi, że tak nie jest. Swoje podejrzenia sprawdziłam tylko raz i trafiłam w dziesiątke. Mąż pojechał do pracy, ja po jakimś czasie za nim i okazało się że w pracy go nie ma. Na wieść o tym że "za chwilkę" go w tej pracy odwiedzę, po 5 min podjechał z piskiem opon na parking, oczywiście nieświadomy tego że byłam tam wcześniej kłamał w żywe oczy. To było bardzo bolesne. Potem z czasem było coraz gorzej, kłótnie, znikanie na całą noc, wzajemne pretensje. Miałam wrażenie że jesteśmy dla niego ciężarem, że zwykłe domowe obowiązki go przytłaczają, że wręcz nienawidzi naszego wspólnego zycia. Jakieś półtora roku temu przyznał się do długów i do tego, że znika by grać. Rodzice wzięli dla niego pożyczkę i spłacili ok 30000. Miało być już dobrze po zaledwie 6 miesiacach zniknął ponownie na całą noc i po powrocie przyznał że jest zadłużony na ok 100tys. Szok. Sprzedaliśmy więc kawalerkę, która była pod wynajem i spłaciliśmy wszytkie zobowiązania, chwilówki itd. Nie wiedziałam wtedy zbyt wiele o hazardzie i wciąż miałam nadzieje że bedzie ok, planowałam wspólne wyjazdy, wakacje...oczywiście jeździłam na nie sama bo mąż zawsze z jakiegoś powodu nie mógł. Po 3 miesiącach zniknął na 2 noce, przywieźli go koledzy, spakowałam jego rzeczy kazałam się wyprowadzic. Zamieszkał dwie ulice dalej u rodziców. Miałam nadzieje że będzie to dla niego szokiem. Podpisaliśmy rozdzielność majątkową. Niestety od tamtego czasu nic się nie zmieniło, przynajmniej nie na lepsze. Mąż zaciągnął nowe długi, które sięgają teraz ok 100tys. W październiku udał się na terapię zamkniętą do Stanomina, wrócił po 2 miesiącach i miałam nadzieję, że coś tam zrozumiał. Po powrocie, było to na początku grudnia, oświadczył mi ze musimy się rozwieść, w drugi dzień świąt wziął naszego synka do rodziców i po tej wizycie dziecko opowiedziało mi że tata był u dziadków z jakąś koleżanką. Jestem zdruzgotana. Nie rozumiem jak można tak bardzo ranić swoich bliskich. Oczywiscie maż twierdzi że to tylko koleżanka ale koleżanka na świeta u rodziców?? Myślę, że z nami nie chce juz naprawdę być, obwinia mnie za wszystko co go spotkało. Moi teściowie chyba też uważają, że gra przez to że ma okropną żonę i dom w którym nikt go nie rozumie. Po terapii w Stanominie okazało się że mąż jest nie tylko hazardzistą ale tez politoksykomanem. Strasznie boli mnie jego nastawienie, spędzamy czas z synem a potem znika jakby nigdy nic. Jakbyśmy byli tylko dodatkiem raz na tydzień. Pomóżcie mi to zrozumieć, moze też przechodziliście przez coś podobnego.