Chyba czas na moją historię.. eh... moj mąz jest uzalezniony. z zwiazku jestesmy 4 lata, po slubie 3. No i w zasadzie teraz mogę stwierdzić, ze juz przed slubem moglam sie domyslić, ze tak jest jednak miłość slepo mnie oszolomila. Gdy poznalam tego wspanialego faceta bylo jak w niebie, masa komplementow, czułość.. no jak w bajce.. każdy zazdroscil mi faceta, i tego jak zachowywal sie w moim stosunku. No i się zaczelo. Pierwsze ciosy , że ma długi.. coś , no coż.. stwierdzilam.. kazdy je moze miec, damy rade i splacamy. ( wiekszosc splacilam ja ).
Przes slubem zaczely mi znikac jakies male kwoty pieniedzy. Zawsze odpychalam takie mysli, że może mi je podkradać on.. pozniej mojej mamie ...W telefonie gral nocami w gry hazardowe. Pozniej okazalo się, że nie tylko w telefonie. Dawalam mu tysiace szans, rozmowy, krzyki, prosby oczywiscie nie pomogly. Nasze życie zamienilo sie w parade klamstw ! Przeszlam przez depresję, w zasadzie jakby nie fakt ze urodzilam dziecko.. i to trzymalo mnie na ducho.. to nie wiem... Corka ma 2,5 roku. Jest wielce zapatrzona w tate bo przeciez nic nie rozumie. Parada klamst, przerodzila się takze w agresje slowną.. dzisiaj chyba jestem nikim dla niego, a jednak mieszkamy pod jednym dachem. Nie bije mnie, ale kłotnie sa zawsze i wszędzie. Czytam forum, i nie wiem nic.. Wiem, ze dobrze byloby wykonac rozdzielczość ? w zasadzie nie mamy majątku, on nigdy nie mial nic.. jednak boje się, że pozniej odziedziczę wszystkie dlugi. O ja glupia, tyle tego splacilam.. i chyba go przyzwyczailam do tego. Co dalej ? On oczywiscie nie widzi problemu, kazdy wokol jest winny, każdy ma jakies wady, tylko nie on. Gdzies tam czasami w chwilach skruchy coś tam mowi, że ma problem, ale na tym się konczy. Mam dość.. psychicznie jestem zmęczona..