Długo mnie nie było...
Z dwóch powodów:
1. Zaglądałam tu tak często, że po powrocie do domu nie liczyło się np. przygotowanie posiłku dla dzieci, tylko sprawdzenie co na forum. Stwierdziłam, że to bardzo niebezpieczne, bo wciąga mnie za mocno i odpuściłam.
2. W połowie stycznia wrócił mój mąż z terapii i chciałam spróbować poświęcać więcej czasu sobie, nam, dzieciom.
Jak się domyślacie nie wszystko poszło zgodnie z moimi oczekiwaniami.
W skrócie mój mąż wykorzystał mnie po raz kolejny.

W teorii od 6 miesięcy leczył się na terapiach dziennych z hazardu i alkoholizmu. W praktyce przyłapałam Go trzy tygodnie temu na piwie, które oczywiście znalazł przez przypadek i postanowił wypić.

Miałam ostatnio dzień urlopu i postanowiłam Go prześwietlić po mojemu. Wiem, wiem nie powinnam kontrolować, ale chciałam to zrobić dla mnie samej, żeby wiedzieć co dalej, na czym stoję. I oczywiście moje szpiegostwo zaowocowało tym, ze odkryłam, ze na pewno gra od 9.02.2014, a wszystko wskazuje na to, że nawet dłużej.

Czyli po raz kolejny odwalił szopkę w stylu, że się leczy, a tak naprawdę cały czas robił swoje. Straszne, czuję się tak oszukana, wykorzystana, sponiewierana.

Mój świat zawalił się po raz enty

Wiem, powinnam myśleć o sobie, itd., ale on nadal był częścią mojego życia. Ja, oczywiście naiwnie miałam iskierkę nadziei, że nam się uda, że my damy radę. A on, tu do mnie słodziak, a jak nie patrzę to wszystko w swoim hazardowym standardzie. Niby wiem, że to choroba, ale ręce mi opadają. Nie wykazał żadnej, nawet nikłej woli walki o to by zdrowieć, o to by walczyć o dzieci, o mnie, przede wszystkim o siebie.
