Piszę do Was, ponieważ potrzebuję rady.
Nie wiem co zrobić, jeśli chodzi o moją terapię.
Opiszę pokrótce.
We wrześniu zeszłego roku zaczęłam chodzić na terapię grupową. Tuż po mnie, w tym samym ośrodku zaczął terapię mąż (nie mieszkamy ze sobą). Po rozpoczęciu jego terapii okazało się że terapeutka która prowadzi moją grupę, leczy również indywidualnie mojego męża. Wiedziała że jesteśmy małżeństwem od początku.
Jak do tej pory było wszystko ok, właściwie do soboty ( miałyśmy grupowy wyjazd weekendowy), kiedy ja coś powiedziałam a ona przyznała że w tym momencie ma problem ponieważ zna i mnie i jego i wg mnie skonfrontowała mnie z tym co on jej powiedział. Poczułam się fatalnie, trochę tak jakbym musiała się przed nią wytłumaczyć. Później była również mowa o czymś innym i widziałam że chyba ma problem, bo podała mi taka radę która kompletnie do mnie nie trafiła, chociaż próbowałam wytłumaczyć o co mi chodzi i dziewczyny z grupy zrozumiały to co chciałam przekazać z łatwością. Zapytałam w pokoju później dziewczyn jak one to wszywko odebrały jako obserwatorki i stwierdziły ze ona tak nie powinna była się zachować, że mnie rozumieją, że powinnam z nią na ten temat porozmawiać i że one nie chciałyby sytuacji kiedy mają tego samego terapeutę z mężem. Padło również stwierdzenie że mojego męża wybroniła.
Czuję się okropnie. Na sesji było dużo ciekawych rzeczy z których przez tą sytuację nie skorzystałam, czułam się jak za szybą. Teraz to wszystko analizuję i przeszła mi nawet myśl o rezygnacji z terapii. Mam wrażenie że odebrano mi komfort tego aby mówić wszystko co chce i że ta terapeutka nie jest mi w tym momencie w stanie już pomóc. Czuję okropny dyskomfort.
Jak to wygląda dla Was? Czy ja nie wyolbrzymiam problemu? Jak Wy byście się teraz zachowali w takiej sytuacji? Będę wdzięczna za rady i sugestie bo nie mam się kogo poradzić w tej sprawie.