Mam ferie.

A to dobry czas, żeby trochę przystanąć, odpocząć, pomyśleć, nadrobić jakieś zaległości, wyspać się... Uwielbiam ten czas.Rok temu w ferie zaczęłam pisać na forum.Wcześniej nawet nie mogłam czytać, tak mnie bolało i rozwalało od środka. Potem coś mnie odblokowało. Dziś wiem, ze to nie żadne coś, ale Ktoś. Dzięki mu za to!
Myślę o bezsilności trochę z perspektywy minionego roku. Myślę też o tym, czym ona jest dla mnie dziś. Jest furtką, drzwiami, których nie da się ominąć na drodze zdrowienia. Muszą być otwarte, im szerzej, tym lepiej.Myślę też o drzwiach mojego serca.Bo akceptacja bezsilności jest w sercu, w umyśle też, ale w sercu przede wszystkim. Co z tego, jeśli teoretycznie ocenię jej ważność, jeśli nie przyjmę osobiście. W minionym roku było wiele sytuacji, w których przyjmowałam moją bezsilność. Najtrudniejszą była dla mnie choroba mojej córki, która na szczęście okazała się niegroźną wirusową, a nie białaczką, którą podejrzewano. To była bolesna lekcja pogodzenia się z moją bezsilnością, na szczęście był moment, w którym tak bardzo w środku ją zaakceptowałam. To był przełom. Bóg powiedział: Zaufaj mi, nie bój się. Zaufałam, odpowiedziałam: Panie, oddaję ją Tobie, przyjmuję Twoją wolę, ja co mogłam to zrobiłam- lekarze, badania itd.W mojej słabości okazuje się Twoja moc. Nie było białaczki, było inne świństwo, na szczęście zupełnie nie groźne.
Pierwszy krok z drugim, mieszanka, dla mnie niezbędna do życia.Puk, puk, puka twoja Siła Wyższa, nie jest natrętna, czeka aż otworzysz drzwi twojej bezsilności. Zaproś ją do siebie.