Izolda, właśnie, że chodzi o rozkazywanie i decydowanie. Współuzależnione kojarzą mi się z taką królową na tronie. Z całym dobrodziejstwem inwentarza królowej. Masz na głowie całe królestwo, opiekę nad poddanym i decydowanie o tym, co dla poddanego najlepsze. Ma być tak, jak chce królowa, a jak nie, to jest obraza majestatu. A już żeby podwładny decydował sam czego chce? no w głowie się nie mieści.
Problem w tym, że jesteś królową jednego poddanego. Jeśli go nie ma, Ty jako królowa nie istniejesz. A to boli i nie możesz się z tym pogodzić. Siedzisz na tym swoim tronie i ciągle czekasz na swojego poddanego. A tymczasem układ się zmienia. Poddany już chce współrządzić.
On nie rozumie że jesli będzie tak dalej to z nami koniec.
Myślę, że to Ty nie rozumiesz. Jeśli nie zejdziesz z tronu, to najprawdopodobniej tego królestwa nie da się utrzymać.
I nie chodzi o to, by się zgadzać na wszystko, czego chce on, ale dopuścić go do głosu. Ciebie najbardziej bolą nie same warunki, tylko fakt, że on śmie je stawiać.