Witam wszystkich.
Jestem nowa na forum:)Długo zwlekałam z napisaniem o swoim problemie,ale jednak miarka się już przebrała.
Jestem od 1,5 roku w związku z hazardzistą..Partner mój jest bardzo przedsiębiorczym facetem.Prowadzi własną firmę.Ma niesamowitą głowę do biznesu.Niestety coś co dla jednych będzie darem od losu,dla niego jest chyba przekleństwem.
Dzięki swojej pracy zarabia naprawdę dużo,ale też mnóstwo przegrywa.Z tego co wiem,gra chyba od 10 lat.Nie chodził chyba na żadną terapię grupową,tylko na parę spotkań z psychologiem.Przegrywał kiedyś bardzo dużo.
Ma dożywotni zakaz notarialny gry we wszystkich kasynach w Polsce.Co z tego ,jak gra za granicą.Oboje uwielbiamy podróże.Wszystko byłoby fajnie,gdyby nie fakt,że podczas każdej podróży musi pójść do kasyna.Ostatnio ciągle przegrywa ogromne kwoty,po 50-100 tys złotych.I nawet to go nie powstrzymuje.Mówi że musi pójść na terapię,w dzień,dwa po przegranej ,a potem nie idzie.
Mimo wszystko kocham Go i wiem że on mnie też.Chcemy mieć dom,rodzinę...Ale jak tu planować takie rzeczy,gdy niepewne jest jutro:(
Czy wg Was można jakoś pomóc hazardziście?Zawsze starałam się go wspierać,mówić że będzie ok,że da rade.Byłam raczej spokojna,żeby go nie załamywać jeszcze..Ale 2 dni temu znów przegrał maaase kasy i coś we mnie pękło.Zrobiłam awanture.Stwierdziłam,że mam dosyć ciagłego pocieszania go.Powiedziałam że mam to gdzieś i że skoro nie chce być szczęśliwy,to jego sprawa,niech robi co chce.
Czy lepiej wspierać czy raczej robić awantury?Czy my mamy generalnie jakikolwiek wpływ na to,czy oni grają?
Czy czasami lepiej odejść???
Bardzo proszę o pomoc:)