przez Maglen1206 » 02 Lis 2019, 01:23
Cześć wszystkim już od jakiegoś czasu jestem na tym forum, ale dopiero teraz odważyłam się
napisać, bo czuje że to ten moment.. nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z hazardem, nie
wiedziałam i nadal mało wiem na czym w ogóle polega ta choroba. 2 lata temu poznałam pewnego
hazardzistę przez internet. Nigdy nie umawiałam się na randki w ten sposób więc na początku
pisałam z nim raczej z nudów i chęci zabicia czasu, jakoś nie planowałam w ogóle się z nim spotykać
na żywo. Jednak pisaliśmy już ponad miesiąc a w tamtym czasie mieszkaliśmy od siebie 5 minut drogi,
wiec w końcu doszło do spotkania. Pamiętam, że już na etapie pisania wyznał mi, że jest hazardzistą,
że nie gra już od półtora roku, zrozumiał, ogarnął swoje życie i teraz wszystko jest w porządku. Ja w
tamtym momencie zaczęłam sobie czytać o uzależnieniu. Zaczęliśmy się spotykać. Wymusiłam na
nim, żeby obiecał mi, że wiecej nie bedzie grał, a jeśli dowiem się ze zagrał to od razu odchodzę. Ja w
tamtym czasie myślałam, że go uleczę swoją miłością, nie ma opcji żeby grał mając taką kochaną
dziewczynę . W międzyczasie naszego „związku" dowiedziałam się, że ma ogromne długi... kilkaset
tysięcy i wyłudził kredyt w banku. Wtedy zaczęłam się zastanawiać czy to ma sens....ale zapewniał że
5 lat harówki i bedzie dobrze. Ja w to na początku chciałam wierzyć, a pozniej to potoczyło się
wiadomo jak... Przyznał mi się, że zagrał, ja odeszłam, stracilismy kontakt na około 3 miesiące,
wyjechałam w tym czasie za granicę. Przez cały czas czekałam na odzew z jego strony,jednocześnie
cierpiałam bardzo przez całą tą sytuację. Kiedy wróciłam odezwał się do mnie odnowiliśmy kontakt,
który trwa do dzisiaj, już na stopie przyjacielskiej. Jest po terapii zamkniętej, teraz z tego co wiem po
powrocie kontynuuję leczenie z terapeutą. Przymierza się teraz do ogłoszenia upadłości, siedzi juz na
nim policja, komornik. Ostatnio zaczął prosić mnie o pomoc finansową, w postaci wzięcia kredytu,
żeby pospłacać inne ciągnące się za nim kredyty, a wraz z nimi odsetki. Twierdzi, że wezmę 10 tysięcy,
a on je będzie splacał, męczy mnie już tym kilka tygodni. Twierdzi, że te pieniądze dużo by mu
ułatwiły. Już wcześniej dałam mu do zrozumienia, że mogę dla niego zrobić dużo, ale na pieniądze
liczyć nie może. Jestem młoda mam 23 lata, nigdy nie brałam żadnego kredytu i moj pierwszy mialby
być na jego długi...nie ufam mu w kwestiach finansowych i wiem, że zostałabym z nim sama i już
chyba straciłabym resztki szacunku do siebie. Nie rozumiem jak może prosić mnie o takie rzeczy
wiedząc, że muszę opłacić studia, mieszkanie i haruje jak wól żeby na wszystko starczyło. Właśnie
przed chwilą napisał mi „Przyjaciół poznaje się w biedzie, teraz już wiem, dzięki za pomoc" jeszcze
wczesniej usłyszałam od niego, że ja mam wszystko podane na tacy, pomaga mi w wielu rzeczach a ja
nie chcę mu ułatwić spłat, przecież nic mnie to nie kosztuje, on to będzie spłacał. Dziś napisalam mu
czy pożyczyłby mi śrubokręt” jak przyniesiesz 10 tysięcy" przeczytałam. Chciałam się komuś wyżalić i
wydaje mi się, że chyba nadszedł czas żeby kontakt zerwać, do niczego dobrego to nie prowadzi. Jest
mi smutno, bo niestety nie jest mi obojętny, ciągle gdzieś tam mam nadzieję, że jeszcze będzie
dobrze,ale ostatnio z każdym dniem jest coraz mniejsza.