Jakiś czas temu pojawiło się kolejne kłamstwo, kolejne przegrane pieniądze, pomimo obietnic (wiem, wiem, nie wierzyłam, że dotrzyma obietnicy, ale nadzieja umiera ostatnia).
Mąż poszedł na terapię sam z siebie, takie spotkania raz w tygodniu, ale ja mimo wszystko postanowiłam złożyć papiery rozwodowe. Życzę mu jak najlepiej, mam nadzieję, że wyjdzie z tej choroby, bo inaczej to życie mu przeleci pomiędzy palcami. Ale jednocześnie myślę, że dopóki na szczęście nie mamy dzieci - to jest najlepszy moment, żeby odejść. Wierzę też, że teraz tracąc wiele może dotrze coś do niego, może przysłowiowo "sięgnie dna" i naprawdę będzie to jakiś przełom w jego życiu (gra od 17 lat).
Wiem, że już nie będzie zaufania, tak naprawdę to już w nic nie wierzę, nawet w to co było kiedyś między nami. Wydaje mi się teraz po tym wszystkim, że to był też typ gry. Czuję, że ciągnie mnie na dno - nie tylko ekonomicznie, ale przede wszystkim emocjonalnie. Wiem, że popełniłam wszystkie możliwe błędy, pomagając mu i czuję się winna, że doprowadziłam go do naprawdę tragicznej sytuacji. jakbym mu nie pomagała cały czas to może nie miałby takich możliwości.
-- -- --
W każdym razie odkąd powiedziałam o rozwodzie czuję się jakbym żyła w matrixie. Nie czuję, żeby mąż się przejął faktem rozstania, ale za to bardzo przejął się, że sprzedałam auto, które używał (chociaż większość gotówki ze sprzedaży przeznaczyłam na spłatę zadłużenia, z racji tego, że ja kiedyś wzięłam kredyt na siebie żeby rozwijać jego firmę - po prostu część tego kredytu nadpłaciłam - ale mąż uważa że sobie przywłaszczyłam te pieniądze). Obwinia mnie, że mieliśmy rozdzielność, że zaplanowałam wcześniej rozwód, bo chciałam go zostawić z niczym ...
Sytuacja jest taka, że mieszkanie kupiłam przed ślubem za swoje pieniądze i owszem urządzaliśmy je razem i wprowadziliśmy się razem, ale mąż nawet złotówki nie dorzucił się do mieszkania. Teraz uważa, że powinniśmy to mieszkanie podzielić ... jak mówię, że nie ma takiej możliwości to mówi, że jestem oszustką, że nigdy go nie kochałam, że byłam z nim dla pieniędzy (pomimo tego, że praktycznie można powiedzieć, że go utrzymywałam przez trzy lata), pytajac się jego na jakiej podstawie rości sobie prawa do mieszkania - to mówi, że włożył w nie serce i czas, i że mu mówiłam, żeby inwestował w swoją firmę, a teraz go oszukałam i przywłaszczyłam sobie (swoje) mieszkanie.
Poza tym pisze do znajomych, że wyczyściłam go co do złotówki, że jestem perfidna, zła, straszy mnie, że zgłosi do urzędu skarbowego i będę miała kontrolę. Obwinia za rozpad małżeństwa, mówiąc, że nie było dla mnie ważne (zresztą teściowa i niektórzy z jego rodziny chyba też, teściowa ma pretensje, że go nie wspieram teraz, że dawniej to dbano o związek a teraz to "wyrzuca się" jak nie działa.) powtarza cały czas, że dla mnie najważniejsze są pieniądze, chociaż - wiem, że tak nie jest. Jakby były najważniejsze, to bym mu nie pomagała, nie utrzymywała, liczyły się dla mnie uczucia i chyba trochę próbowałam szukać ich na siłę.
--
Piszemy wiadomości (mąż nie dzwoni prawie nigdy, bojąc się, że go podsłuchują...), próbuję mu wytłumaczyć mój punkt widzenia i to jak ja czuję się, ale on bardzo zmienia wszystko, po prostu nie dochodzi do niego cała ta sytuacja. Zakodował sobie, że go pozbawiam prawa do (mojego) mieszkania, że jestem zła, że brzydzi się moim zachowaniem, że nie taką osobę pokochał.
--
Chciałam mu napisać list i wyjaśnić jeszcze raz, licząc, że kiedyś przeczyta, że nie wyrzuci ... , że może za jakiś czas pomoże mu to w wyjściu z choroby, chociaż nie wiem czy ten list ma sens.
--
Wiem, że nie ma prostych rozstań, wiem, że ludzie mają gorzej, bo mają dzieci albo zostają im zobowiązania partnera albo są uzależnione krzyżowe. Aczkolwiek i tak ilość niesprawiedliwości, kłamstw i fałszu mnie przytłacza.
nie tylko nie wiem teraz jak w ogóle można zaufać drugiej osobie, ale czuję się upokorzona emocjonalnie (bo uwierzyłam w miłość, której możliwe, że nigdy nie było; możliwe że mąż wyczuł, że będzie miał łatwe życie ze mną), jako kobieta (bo nie dość, że mąż często dokuczał mi słownie - odnosząc się np. do mojego wyglądu -- teraz powiedział, że robił to, żeby było mi przykro i żebym obraziła się i dała mu spokój, wtedy mógł grać), seksualnie (bo mąż sam przyznał się, że przez ostatni rok wolał się masturbować niż sypiać ze mną, twierdząc, że za dużo pracowałam, a on napięcie musiał zmniejszać co kilka godzin, że pozwalało mu to nie myśleć tyle o hazardzie-- a ja zastanawiałam się dlaczego nigdy nie ma ochoty; nawet podejrzewałam go o preferencje homoseksualne). Wychodzi na to, że pracowałam dużo (mam własną działalność) po to, żeby "mężuś" siedział na kanapie i
przewalał swoje zdobyte pieniądze na lewo.
-- nie wiem jaki jest cel tej wiadomości, musiałam się wygadać
